O uczciwości nie ma mowy. Może gdybym miał wybrać najlepszy
film w konkretnie zawężonym gatunku, np. psychologiczny melodramat gore, wtedy
nie miałbym wyrzutów sumienia, że pomijam inne wybitne tytuły. To tak jakby
połączyć badmintona, podnoszenie ciężarów i kombinację norweską. W jaki sposób
do cholery wyłonić zwycięzcę? Czym się kierować?
No dobra, jest taka rzecz, której tropem można pójść. Ogólna
estetyka. Nie technika wykonania, nie oślepiające fajerwerki. Wiem, wiem,
zawiodłem właśnie fanów najnowszego Jamesa Bonda, zawiodłem zwolenników nowego
Batmana, zawiodłem nawet siebie (fuck!) i swoje wrażenia po "Dziewczynie z
tatuażem". Może dlatego, że tym razem powinno być skromnie, powinno być
swojsko, rodem z naszego, europejskiego podwórka. No i jest. Tadam!
"Nietykalni".
Nierozłączny duet scenopisarsko - reżyserski: Olivier
Nakache - Eric Toledano po kilku mniej udanych próbach stworzenia czegoś
wyjątkowego, trafia wreszcie w dziesiątkę! Odnajdują oni prawdziwą historię,
która przełożona na język filmu okazuje się dziełem ich życia. Czemu tak
naprawdę film zawdzięcza swój niezaprzeczalny sukces?
Fabuła nie wydaje się być mocno zawiła. Pochodzący z Senegalu,
a mieszkający we Francji drobny złodziejaszek Driss (Omar Sy) wychodzi z
więzienia. Brak środków do życia nie mobilizuje go jednak do podjęcia pracy - liczy
na finansową pomoc od państwa. Aby ją otrzymać potrzebuje kilku zaświadczeń o
ubieganiu się o pracę. W trakcie zdobywania jednego z nich staje się rzecz
przewrotna. Twardy i nieustępliwy dotąd Driss daje się sprowokować (czy raczej
sprytnie podejść). W efekcie ląduje w luksusowym domu w środku Paryża jako
opiekun do sparaliżowanego bogacza Phillipe'a (Francois Cluzet - ciekawostka: z
racji swojego wyglądu mylony przez niektórych z Dustinem Hoffmanem). Początkowo
diametralnie różne światy nie wróżą nic dobrego, jednak na tym właśnie kontraście
budowana jest relacja, która z czasem cementuje się wręcz nierozerwalnie.
"Nietykalni" to film oparty na szczerości, którą
widz kupuje w ciemno. Świetne, miejscami naprawdę zabawne dialogi, oryginalne
kreacje aktorskie, wspomniany kontrast obecny na każdym kroku z nawiązką rekompensują
przyzwoitą "tylko" stronę techniczną. Co więcej, oddziaływanie tych
elementów na widza rekompensuje również sceny niestety dosyć naiwne, czy też przeklejone
niemal żywcem z innych obrazów o podobnej tematyce. W ogólnym rozrachunku to naprawdę
nie wydaje się być istotne. Istotny jest przekaz, który pozwala przepłynąć
przez film śmiejąc się i wzruszając, obserwując przemianę adaptacyjną nie tylko
Driss'a, ale również i Phillipe'a. Nie wspominając już o wplecionych umiejętne wątkach
pobocznych, które stopniowo uzupełniają fabułę i wzmacniają ogólny jej odbiór.
Na koniec słowo o muzyce. Ludovico Einaudi stworzył i dobrał
rewelacyjny zestaw utworów. Jest to jedna z tych ścieżek dźwiękowych, które
można śmiało zapętlić sobie w liście odtwarzania. Nawet bez znajomości filmu. Indywidualny
wydźwięk utworów tworzy własną historię i opowiada ją wciąż na nowo przy
kolejnych odsłuchaniach. Mimo swojej różnorodności, całość zdecydowanie warta jest
polecenia.
"Nietykalni" to świeży powiew kina europejskiego,
na który trzeba było czekać co najmniej parę lat. Nadzieja kinematograficznej
zmiany na lepsze została intensywnie rozbudzona. Dzięki wielomilionowej
publiczności w kinach w całej Europie, możemy śmiało oczekiwać, że wielu
twórców filmowych zechce pójść tym śladem. Mówiąc językiem bohaterów
przybliżonego dziś filmu: staną się wreszcie pragmatyczni.
b08

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz